13 października 2014r. uczniowie klasy V pod opieką wychowawcy Zbigniewa Maksima oraz Pani Barbary Pawlak wyruszyli na wycieczkę rowerową.
Trasa do Bychawy prowadziła, chyba najciekawszą, częścią szlaku "Dolina Kosarzewki". Jechaliśmy doliną obok rzeki Kosarzewki, na odcinku gdzie rzeka meandruje. Po jednej stronie mieliśmy równinę, a po drugiej dość wysoką skarpę. Niesamowite widoki, szumiąca czysta woda i świeże powietrze z nadwyżką rekompensowały niedogodności poruszania się nierówną polną drogą. Po pięciu kilometrach jazdy dotarliśmy do Bychawy, a dokładnie do oczyszczalni ścieków.
Czekała nas tam niezwykle interesująca lekcja z zakresu edukacji ekologicznej. Kierownik oczyszczalni w ciekawy sposób przedstawił nam proces oczyszczania ścieków - poznawaliśmy kolejne etapy oczyszczania zwiedzając odpowiednie strefy oczyszczalni: punkt zrzutu ścieków, strefa oczyszczania mechanicznego, strefa oczyszczania biologicznego, zbiorniki do fermentacji osadu. Byliśmy pod dużym wrażeniem, gdy na końcowym etapie zobaczyliśmy efekt pracy oczyszczalni - czysta woda, na oko niczym nie różniąca się od tej z kranu, odprowadzana do rzeki.
Kolejnym etapem naszej wycieczki były położone w odległości 500 m od oczyszczalni ruiny renesansowego zamku - pałacu.
Zwiedzanie ruin rozpoczęliśmy od ... pieczenia kiełbasek na ognisku (była już późna pora obiadowa i każdy chętnie zgodził się na taki początek zwiedzania).
Po posiłku wysłuchaliśmy krótkiej historii tego miejsca. Zamek został wybudowany w I połowie XVII wieku przez ówczesnego właściciela Bychawy - Mikołaja Pileckiego. W pierwszej połowie XVIII wieku, gdy właścicielami byli Stoińscy zamek został przebudowany i rozbudowany. Prawie do końca XIX wieku zamek - pałac był zamieszkały (ostatnimi mieszkańcami byli Duniewscy).
Rysunek Andriolliego przedstawiający zamek z 1868 roku
Do dzisiaj zachowały się jedynie fragmenty ścian pałacu – ściana zachodnia z przyległymi do niej alkierzami i fragmentami ścian działowych, ściana południowa między alkierzem południowo-zachodnim a narożnikiem ryzalitu południowego oraz część alkierza południowo-wschodniego, w którym widoczne są ślady ośmiobocznego pomieszczenia w dolnej kondygnacji (to być może zamkowa kaplica). Ponadto zachowały się fundamenty portyku od strony północnej.
Z zamkiem bychawskim związana jest legenda. Legenda o białej damie, którą to wczesnym świtem spotykają wędkarze i grzybiarze.
(przedstawiony poniżej opis legendy został zapożyczony z gazety Głos Ziemi Bychawskiej)
Pewnego czerwcowego ranka, wczesnym i bladym jeszcze świtem, pan Jan wsiadł na rower, zaopatrzony w wędkę i wędkarskie oprzyrządowanie, z zamiarem wyruszenia nad zalew. Liczył tego dnia na dobre „branie”. Chcąc jak najszybciej zająć swoje upatrzone wcześniej miejsce nad wodą, postanowił skrócić sobie drogę przez ruiny. Gdy znalazł się na wzgórzu, do uszu jego doszły dziwne odgłosy; coś jakby tupot nóg, szmer rozmów, śmiechy, no i ta dziwna niedzisiejsza muzyka, płynąca gdzieś spod ziemi. Czy może od ruin? Zsiadł z roweru, nadsłuchując i usiłując iść. Wtem stanął jak wryty, sparaliżowany strachem. Drogę zastąpiła mu świetlista zjawa kobiety. Okręcała się wokół niego i pląsała wyciągając ręce w geście zapraszającym do tańca. Pan Jan nie należał do strachliwych i zawsze z lekceważeniem traktował opowieści o duchach, tym razem jednak oblał się zimnym potem. Gdy tylko próbował wyminąć zjawę, ta zagradzała mu drogę, wyginając się w dziwnym tańcu. Zebrał się wreszcie na odwagę, postanowił wsiąść na rower i szybko stąd uciekać. Wtem jakaś nadludzka siła uniosła go w górę i... z wysoka cisnęła wprost do zalewu. A od ruin niosło się za nim echo perlistego śmiechu kobiecego - z odcieniem złośliwości.
Innym razem, a zdarzyło się to jesienią, w porze prawie jeszcze nocnej, gdy budził się mglisty wrześniowy poranek. Zamiłowany grzybiarz Andrzej szedł w stronę lasu Budnego, pogwizdując. Marzył dziś o dobrym, przyrządzonym przez młodą żonę sosie grzybowym na obiad. Gdy znalazł się na wzgórzu w pobliżu ruin, doznał tych samych wrażeń słuchowych i wzrokowych co pan Jan. Ale jego urzekła ta dziwna lecz i porywająca, skoczna muzyka, w takt której nogi same odnalazły zharmonizowany z nią rytm i krok. I wtedy poczuł się dziwnie, stracił poczucie rzeczywistości i jak gdyby przeniósł się w inny wymiar czasu. Nie spłoszył się więc, gdy tak tańcząc i zmierzając w swoją stronę usłyszał szelest kobiecej sukni i zauważył, że jakaś biała postać przemknęła obok. Mgły tańczą – pomyślał. Pląsając i obracając się w tańcu, zszedł bezpiecznie ze wzgórza na ścieżkę. A wtedy, o dziwo! Stoczył się za nim z góry, wprost pod nogi, koszyk na grzyby, który upuścił, w chwili gdy dał się porwać magicznej muzyce. Ale co to? Kabłączek był przewiązany małą błękitną wstążką... A co słyszał na pożegnanie? – perlisty śmiech kobiecy. Serdeczny i bez cienia złośliwości.
Nam, w godzinach popołudniowych, biała dama nie mogła się ukazać.
Ostatnie chwile przed wyjazdem wykorzystaliśmy na wspólną zabawę w ruinach.
Do Bychawki dotarliśmy w godzinach popołudniowych – trochę zmęczeni, ale bardzo zadowoleni. Pogoda dopisała nadzwyczajnie i po drodze mogliśmy podziwiać uroki złotej polskiej jesieni oraz delektować się jesiennym słońcem. Już teraz planujemy powtórzyć wyprawę rowerową wiosną.
Zdjęcia z wyprawy ►►►