Z dnia na dzień klasowe skarbonki stawały się coraz cięższe, to znak, że uczniowie z naszej szkoły chętnie przystąpili do akcji zbierania funduszy na potrzeby pokrzywdzonych zwierząt.
Dzieci poznały zwierzoprzyjaciół, słuchając opowiadań ukazujących prawdziwe historie pokrzywdzonych zwierząt oraz oglądały prezentację multimedialną. Napisały opowiadania o tematyce związanej z tą akcją.
Cieszymy się, że mogliśmy pomóc zwierzętom potrzebującym, będącym pod opieką Fundacji Ex Lege. Udział w tego typu akcjach kształtuje właściwą postawę dzieci wobec zwierząt, uwrażliwia na ich potrzeby.Akcja miała charakter konkursu – współzawodnictwa między klasami. Każda grupa chciała zebrać jak największą kwotę do klasowej skarbonki.
I - miejsce zajęli uczniowie kl. IV
II – uczniowie kl. V
III – oddział przedszkolny
IV – uczniowie kl. II
V – uczniowie kl. III
VI – uczniowie kl. I
VII – uczniowie kl. VI
Ostatecznie na konto fundacji przekazaliśmy – 354 zł na zapewnienie pomocy medycznej i pożywienie dla zwierząt potrzebujących.
Umieszczamy również jedno z najciekawszych opowiadań, napisane przez Karolinę Lipiec – ucz. kl. V.
Finka – psie serce
(Historia prawdziwa)
Wiatr huśtał się na żółtym bezkresie rzepaku, bo od południa nie miał nic lepszego do roboty. Ze wsi dochodziło bicie dzwonów, ponieważ była niedziela. Jestem pieskiem o czarnej i tak zwanej podpalanej sierści. Mam na imię Finka, przynajmniej tak mnie nazywano, gdy trafiłam na dobrych ludzi. Wcześniej byłam bezimienna. Ale od początku.
Przypominam sobie tylko tyle, że jakiś pan wyjeżdżał z rodziną na wakacje i pies stał się kłopotliwy, więc wyrzucił mnie na ulicę. Nie pamiętam, czy było to z jadącego samochodu, czy wystraszył mnie i kazał iść. I tak trafiłam na ulicę. Serce miałam ściśnięte z bólu i rozpaczy. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego wyrzucili mnie po tylu latach? Czy zrobiłam coś złego? Przecież dobrze pilnowałam domu. Dzieci mojego pana lubiły mnie głaskać i przytulać. Zawsze miałam karmę i suche posłanie. A teraz wyrzucili mnie, jak zużyty i niepotrzebny przedmiot. Jestem zwierzęciem, ale czuję tak jak ludzie. Smutek i zmęczenie odebrały mi radość życia. Błąkałam się przez wiele dni to tu, to tam, nie mogąc znaleźć sobie żadnego ustronnego miejsca, w którym mogłabym odpocząć. Byłam bardzo zmęczona, a w dodatku zaczęło grzmieć. Musiałam gdzieś się schronić, nawet pod drzewem. Nagle usłyszałam głos jakiegoś człowieka:
- Psie! Mój psie!
Myślałam, że mój dawny pan mnie szuka. Jakże się pomyliłam! Przybiegłam do tego człowieka i wiecie, co się okazało? Że jest to niewidomy staruszek, który zgubił swojego psa- przewodnika. Sam pan nie da rady przechodzić przez ulicę, dlatego potrzebuje właśnie takiego psa jak ten, którego zgubił. Zaszczekałam.
- Mój psie!- usłyszałam w odpowiedzi- Gdzie jesteś?!
Jeszcze raz zaszczekałam. Pan uklęknął i podbiegłam do niego. Pogłaskał mnie i powiedział:
- Och… Tutaj jesteś! Gdzie się podziewałeś?
- Chyba mam podobną sierść do tamtego psa - pomyślałam.
- Musisz mnie przeprowadzić na drugą stronę ulicy. Pamiętaj - nigdzie się nie wybieraj Kruszynko.
Zaszczekałam, aby potwierdzić, że nigdzie nie pójdę. Acha, czyli nazywam się Kruszynka. Może być- pomyślałam.
Okazało się, że pan Adam, bo tak nazywali go znajomi, wiedział, że nie jestem jego psem, ale zrobiło mu się żal zmokniętego i bezdomnego psa, który podszedł do niego bez strachu. Zaprowadził mnie na swoje małe podwórze. W domu pana Adama mieszkały dzieci- jego wnuki- Kasia i Klara. Kasia miała 8 lat, a Klara 9. Od razu je polubiłam i radośnie merdałam ogonem. Pomyślałam, że znów będę miała swój dom. Dzisiejszej nocy zamieszkałam na małym podwórzu mojego nowego pana, i mimo że padał deszcz i grzmiało, nie bałam się wcale, bo miałam to czego chciałam: jedzenie i własną budę! Było mi ciepło, więc poszłam spać.
Na drugi dzień świeciło słońce i do pana Adama przyjechał w odwiedziny jego kuzyn. Mieli robić grilla. Dostałam upieczoną i gorącą jeszcze kiełbaskę. Miałam nadzieję, że będzie to jeden z najlepszych dni w moim życiu. Jakaś pani zawołała pana Adama do domu i spędzili w ten sposób trochę czasu. Małe dzieci były na dworze i najpierw zaczęły mnie głaskać, potem brać na ręce i nie uwierzycie- chciały mnie udusić! Sprytne dzieci założyły mi na szyję mocny sznurek, a że byłam nauczona chodzić na smyczy pomyślałam, że może wyprowadzą mnie na spacer. Kasia mnie trzymała na rękach, a Klara podłożyła kilka deseczek pod łapy. Sznurek przywiązały do jednej z gałęzi. Kasia postawiła mnie na tych deskach, a Klara powoli usuwała mi deski z pod łap, tak, że zaczynałam się dusić. Dzieci cieszyły się, że mają świetną zabawę i zakładały się, po jakim czasie zdechnę. Gdy zostały mi tylko dwie deseczki już prawie nie oddychałam. Nagle pani Marta zobaczyła przez okno, co robią dzieci i krzyknęła do nich:
- Co robicie? Chcecie zabić tego psa?!
Wzięła nóż, aby przeciąć sznur i gdy to zrobiła, bardzo powoli mnie zdjęła. Deski kazała odłożyć na miejsce, na dzieci nakrzyczała, a mnie pogłaskała i dała wody do picia.
Gdy pan Adam dowiedział się o tym, powiedział, że narobiłam kłopotu, i że znajdzie sobie lepszego psa, który nie sprawia tyle problemów, co ja. Zrobiło mi się przykro, nawet bardzo. W dodatku wyrzucili mnie z domu! Nakarmili mnie ostatni raz i wypędzili kijem. Mimo wszystko, nie znienawidziłam ich, ale nadal kochałam. To była moja druga rodzina. Miałam nadzieję, że znajdę kolejną, która mnie zechce.
Błąkałam się wiele dni. Byłam głodna, brudna i bardzo wychudzona. Pewnego dnia, jakiś pan dał mi jedzenie i starą szmatkę, na której przespałam noc. Następnego dnia nogi zaprowadziły mnie pod szkołę na wsi. Była to mała, żółta szkółka i wyglądała przyjaźnie. Dziewczynki mnie głaskały, a chłopcy patrzyli tylko z pogardą. Nagle zawołali mnie. Więc pobiegłam. Było około 14:00, kiedy chłopcy wracając ze szkoły, zabrali mnie ze sobą do pobliskiego parku. Jeden z chłopców o rudych włosach szarpnął mnie za uszy i powiedział do mnie:
- No to kundlu, teraz zabawimy się. Chłopaki trzymajcie go. A ty – zwrócił się do chudego chłopca z podbitym okiem – podaj mi sznurek i puszki.
Rudy chłopak złapał mnie za ogon i przywiązał do niego sznurek, a na jego drugim końcu puszki. Puścili mnie i zaczęli mnie ganiać między drzewami. Gdy któryś mnie złapał, to kopał bez litości i znowu puszczał, a sznurek na ogonie zaciskał się coraz bardziej.
Mieli niezłą zabawę, gdy tak uciekałam ze strachu od nich i od tego, co miałam na ogonie. Wreszcie wybiegłam z parku na ulicę. Puszki obijały się o asfalt, robiąc wiele hałasu. Ludzie oglądali się za mną, ale nikt mi nie pomógł. Mówili tylko:
- To pewnie sprawka tych łobuzów ze szkoły.
Biegałam w tę i z powrotem, próbując jakoś zdjąć te puszki z ogona, które tak mnie denerwowały, a sznurek sprawiał ogromny ból. Chodziłam jakiś czas z tymi puszkami, ocierałam je o drzewa, żeby się ich pozbyć, lizałam obolały ogon, ale to nie pomagało.
W końcu nawet już nie chciało mi się chodzić… Te puszki robiły się coraz cięższe. Pewnego razu znów zobaczyłam tych okropnych chłopców, więc zaczęłam uciekać, a oni gonili mnie, aż do jakiegoś gospodarstwa. Znalazłam małą dziurkę w ogrodzeniu i wskoczyłam na jakieś podwórko. Chłopcy przestali mnie gonić, ale ja biegłam ze strachu dalej. I niechcący sznurek z ogona wplątał się w jakieś deski, a potem w krzewy malin i utknęłam. Nagle jakaś kobieta wyszła z domu i zaczęła iść w moją stronę. Mając przykre doświadczenia z ludźmi, jeszcze bardziej się bałam. Po prostu trzęsłam się ze strachu. Podeszła do mnie, spojrzała na wychudzone ciało i mój ogon.
- Biedaku! – powiedziała – Kto to ci zrobił? Jak można być tak bezdusznym?! Nie bój się. Pomogę ci.
Zawołała swoją córkę, którą poprosiła o przyniesienie noża. Delikatnie wyplątała mnie z malin i odcięła puszki. Potem wzięła mnie na ręce i zdjęła nieprzyjemne sznurki, pogłaskała, przytuliła oraz dała jedzenie i wodę. Gdy odpoczęłam wypuściła mnie poza ogrodzenie i pomyślałam, że chce mnie wyrzucić, tak jak inni i znowu będę głodna, bez domu. Zwinęłam się w kłębek pod pobliskim drzewem i usnęłam. Następnego dnia czekała na mnie miska z czystą wodą i karma. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś chce mi pomóc. Byłam nieufna wobec ludzi, więc czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. W kolejne dni kobieta częściej do mnie wychodziła i czasami dawałam się pogłaskać. Z każdym dniem było coraz lepiej. Czułam, że to chyba będzie mój nowy dom. Chociaż spałam jeszcze poza podwórkiem, to już czułam się pełnoprawnym członkiem nowej rodziny, do tego stopnia, że gdy pojawiał się ktoś obcy lub przechodził w pobliżu gospodarstwa, to zawzięcie szczekałam informując gospodarzy, że zbliża się obcy. Kobieta, która mnie uratowała z podziwem patrzyła na moje zachowanie. Pewnego dnia zawołała mnie i wprowadziła na podwórko, na którym czekała na mnie ciepła buda i … nowe imię – Finka. Jak się okazało na podwórku mieszkał już inny pies - Maks, z którym szybko zaprzyjaźniłam się. Byłam szczęśliwa. Wreszcie znalazłam nowy dom i kochających mnie ludzi, którzy nigdy mnie nie skrzywdzili, a jedyną pamiątka po dawnym życiu została szara sierść na ogonie w miejscu wiązania sznurka. Z nową rodziną przeżyłam wiele wspaniałych lat i urodziłam jedenaścioro szczeniąt, które znalazły dobre domy.
Pomimo tego, że w moim życiu było wiele złych chwil, a ludzie byli bardzo okrutni i bezduszni, a moje życie w pewnym momencie straciło sens, to jednak los dał mi drugą szansę, by być kochaną i szczęśliwą. Chciałabym, aby każde bezdomne i odtrącone zwierzę miało szansę taką, jak ja dostałam. A ludziom bezdusznym, chcę zostawić przesłanie: „Kochajcie nas, tak jak my was kochamy. Nie krzywdźcie nas, bo czujemy tak jak wy. Bądźcie wierni wobec nas, tak jak my jesteśmy, bo nasze losy są ze sobą splatane.”
Oto moja historia, którą chciałam wam przybliżyć. Gdy ją czytacie, to zapewne jestem już w psim niebie z moją rodziną i innymi psami, których spotkał podobny los i to z nie zawsze szczęśliwym zakończeniem. Przypomnijcie sobie moją historię, gdy będziecie chcieli skrzywdzić jakiegoś psa, kota, czy inne zwierzę. My zawsze będziemy was kochać, bo jesteście naszymi przyjaciółmi, których nie można krzywdzić.